Drukuj

ik01_filteredDwa razy w tygodniu, w poniedziałki i środy, w podziemiach monasteru ojców bazylianów w Warszawie możemy spotkać ludzi złączonych wspólną pasją, którą jest zamiłowanie do ikony. Zbierają się w niewielkim pomieszczeniu, do którego dochodzimy wąskimi schodami. Już od momentu wejścia odczuwa się bardzo specyficzną atmosferę, którą tworzą nie tyle zaokrąglone, ceglane stropy, nie zawieszony w powietrzu cerkiewny chorał, co sylwetki w zamyśleniu pochylone nad swoimi pracami. Nikt nie zauważa osoby pojawiającej się w ich otoczeniu. Nieprzerwanie wpatrują się w postaci świętych, które w kolejnych pociągnięciach pędzla stają się coraz wyraźniejsze i jaśniejsze. Starają się je zobaczyć, wyłowić z niewidzialnego i zrobić widzialnymi – najpierw dla siebie, później dla innych. Ma się wrażenie, że to nie malowanie, ale wpatrywanie się, poznawanie malowanej osoby, które jak rozmowa, całkowicie pochłania człowieka.

Nie są to osoby przypadkowe, choć bardzo różne. Najmłodsza Lida ma 11 lat. Niewiele starszy od niej jest piętnastoletni Adam. Pozostali to osoby starsze, choć także młode. Ludzie różnego wyznania, narodowości i pochodzenia. Zresztą tu nikt nie pyta o takie rzeczy. Liczy się chęć poznawania świata ikon. Jak zapewnia współprowadzący zajęcia Bogusław Andres, najważniejsze nie są nawet tzw. zdolności artystyczne. Kto wie, może i lepiej, jeśli osoba nie ma większego doświadczenia plastycznego, bo wtedy szybciej uda jej się zrozumieć, że przy tworzeniu ikony, to Duch Święty jest prawdziwym twórcą, a człowiek może mu tylko pomóc, albo przeszkadzać. Bogusław mówi o tym, ale w rzeczywistości do tej wiedzy każdy musi dochodzić sam, drogą rozwoju duchowego. To, czego prowadzący może nauczyć, to technika, wiedza o barwach i ich zastosowaniu, kanony ikonograficzne. Dużo i mało. Dużo dla malarza, mało dla ikonopisarza.

W swoich zajęciach Bogusław posługuje się metodologią wypracowaną w ciągu kilkunastu lat osobistych poszukiwań, a także pracy instruktorskiej. Jego droga do otwarcia własnej pracowni ikonograficznej była długa. Urodził się w miejscowości Olszany koło Przemyśla. Od dzieciństwa stykał się więc ze sztuką cerkiewną. Jego rzymskokatolicki kościół parafialny, to wybudowana w 1924 r. cerkiew św. Michała Archanioła, przy której dawniej działała parafia greckokatolicka. W jej dostosowanym do obrządku rzymskokatolickiego wnętrzu, każdej niedzieli mógł oglądać ikony pozostałe z dawnego wystroju. Chociaż wtedy mało kto interesował się ikoną, jej znaczeniem, czy teologią, to jednak w młodym chłopaku zaczęły rodzić się pierwsze fascynacje. Powstawały pytania, na które jeszcze długo nikt nie potrafił dać mu odpowiedzi. Aż do końca szkoły średniej, kiedy po raz pierwszy sam wybrał się na do Pracowni Veraikon w Cisnej, gdzie Jadwiga Denisiuk prowadziła warsztaty ikonopisarstwa. To droga dość częsta u ikonopisarzy dorastających w PRL-u, którzy w młodzieńczym wieku zobaczyli ikonę, doświadczyli jej osobliwości i sami szukali wyjaśnienia. Wiele osób w tamtych czasach „polowało” na albumy z ikonami, z nieodpartym głodem prawdy, po kilka razy wczytywało się w najdrobniejszy, nawet banalny tekst na temat ikonografii. Takie niesamowite działanie ikony na człowieka trwa nieprzerwanie. Podobnie rzecz wyglądała z Adamem, który dziś jest uczniem Bogusława. Chociaż mieszka w Warszawie, to i on zaczął sam szukać „czegoś więcej”. W naszych czasach jest to już znacznie prostsze. Adam przez Internet odnalazł Bogusława i tak znalazł się w pracowni przy ul. Miodowej. Od dwóch miesięcy pobiera lekcje. Droga do niezależności twórczej jest jeszcze bardzo daleka, ale jak mówi z dumą, zaczyna już sam mieszać farby, chociaż pod czujnym okiem nauczyciela.ik04_filtered

Każdy uczeń ma tu własny rytm pracy i własną drogę. Taki indywidualny sposób wprowadzania w świat ikony był marzeniem Bogusława. Wcześniej brał udział w różnych zajęciach prowadzonych w Warszawie: warsztatach ikonograficznych „Droga ikony” prowadzonych u Jezuitów przez o. Jacka Wróbla SJ, warsztatach ikonograficznych w ramach „Studium Chrześcijańskiego Wschodu” u Dominikanów. Ważnym i jak się okazało przełomowym doświadczeniem była wizyta w prywatnej pracowni „Sofia” w Moskwie. Do Moskwy Bogusław pojechał razem Magdaleną Guzińską swoją dawną uczennicą, a obecnie współprowadzącą pracownię przy ul. Miodowej. To ona ostatecznie przekonała go do idei założenia wspólnej pracowni. Jak oboje przyznają, wątpliwości było wiele: Czy potrafimy? Gdzie? Czy znajdziemy dość czasu? Czy znajdą się uczniowie? Te i wiele innych pytań powstawało w ich głowach. Wizyta w Moskwie pomogła im jednak wykrystalizować już coraz konkretniejsze, ale jednak tylko marzenia. W pracowni „Sofia” przez dwa tygodnie poznawali tajniki techniki ikony klasycznej. Jak wyznaje Magdalena, to była trudna lekcja pokory. Jadąc do Moskwy Magdalena miała już wykształcenie i doświadczenie artystyczne. Tu jednak okazało się, że wielu rzeczy musi uczyć się od początku. Zgodziła się i nie żałuje. W Rosji poznali też metodę pracy, którą starają się wdrożyć we własnej pracowni. Jak wspominają, tam nikomu nie odmawia się prawa do kontaktu z ikoną. Ikona, nawet ta zawieszona na muzealnych ścianach, pozostaje największą świętością – ludzie w muzeum podchodząc do ikony robią na sobie znak krzyża i kłaniają się. Ale ikona jest też dla każdego. Dlatego każdy zgłaszający się otrzymuje szansę stania się ikonopisarzem. Dla niektórych droga będzie bardzo długa. Często oprócz nauki techniki adept będzie musiał przejść przemianę duchową, pogłębić, a może nawet odzyskać wiarę, ale instruktor nie ma prawa z góry skreślić człowieka. W najgorszym wypadku, uczeń będzie znał technikę ikonograficzną, chociaż nigdy nie napisze prawdziwej ikony.

Doświadczenia Magdaleny i Bogusława zdobyte w Warszawie i Moskwie, wpłynęły na metodę prowadzenia własnych warsztatów. Podstawowym założeniem jest przekonanie, że człowiek ma osobistą drogę i sposób poznawania ikony. Dlatego na zajęcia zapraszany jest każdy. W tym względzie wychodzą oni nawet ponad to, co zobaczyli w Moskwie. W Rosji, ze względów wyznaniowych, niektóre pracownie odmówiły przyjęcia ich na zajęcia. Są ludzie, którzy uważają, że ikona zarezerwowana jest tylko dla prawosławnych. Magdalena i Bogusław, jako rzymokatolicy, nie podzielają tego zdania i nie wprowadzają podobnych ograniczeń. Sama Magdalena doświadczyła jak ikona pomogła jej odnowić swoją chrześcijańską wiarę. Dziś ikona stała się centrum jej wiary i modlitwy, drogą do spotkania z Bogiem. Oboje prowadzący podkreślają, że głęboko wierzą w apostolski charakter ikony.

Na zajęciach prowadzący na początku starają się poznać zgłaszającą się osobę. Dotyczy to różnych elementów pozwalających określić sposób dalszej pracy. Trzeba zorientować się w ogólnym poziomie znajomości warsztatu plastycznego. Całkowity brak doświadczenia nikogo nie przekreśla, ale konieczne będzie „oswojenie” się z pędzlem. Jak mówi Bogusław: ikonopisarz jest narzędziem Ducha Świętego, ale narzędziem ikonopisarza jest pędzel. Tak jak ikonopisarz musi słuchać Ducha, tak pędzel musi słuchać ikonopisarza. Jednak, aby tak się stało, trzeba wiedzieć jakie są zasady posługiwania się pędzlem.

W pracowni widzimy osoby malujące proste figury na kartoniku. Inni zaczynają od rysunku ołówkiem. Później dochodzą kolejne elementy warsztatowe. Krok po kroku, pod okiem instruktora, który podpowiada rytm i długość kolejnych kroczków. W międzyczasie przekazywana jest wiedza o brawach, zasadach mieszania farb, kolejności nakładania i spodziewanym efekcie. Ale i tak wszystko wyjaśnia się w praktyce. Nie dziwią ciche wyznania uczestników odpowiadających prowadzącemu: „Ultramaryna? Ale ja nie znam nazw”. Tu nie jest to ani problemem, ani powodem do zakłopotania. W miarę kolejnych prób wszystko powoli zaczyna stawać się zrozumiałe i naturalne.

Uczeń potrafiący już swobodnie posługiwać się pędzlem wybiera pierwszą figurę ikonograficzną, którą będzie starał się zmaterializować. Najpierw tylko na kartoniku. Jednak już ta pierwsza praca ma charakter spotkania ze świętym, którego chce się przedstawić. Należy go poznać, zrozumieć osobę, a także zasady jej przedstawienia. Teraz już nie ma pytań o nazwy kolorów. Pojawiają się inne. Dlaczego takie oczy? Dlaczego taki, a nie inny kolor? Na te pytania uczeń stopniowo otrzymuje odpowiedzi. Po zrozumieniu duchowego znaczenia swojej pracy nadchodzi czas pierwszej ikony pisanej na desce. Wydaje się, że to długi i nudny proces. Nic bardziej mylnego. Spotkanie z ikoną nigdy nie jest nudne. Potwierdzają to twarze uczniów w pracowni, twarze, które nie są ani zmęczone, ani znudzone. Emanują spokojem i zadowoleniem.

Pracownia św. Mikołaja działa od lutego 2012 roku. Jednym z pierwszych uczniów był Łukasz. Po półrocznej nauce, dziś powoli zbliża do ukończenia swojej pierwszej ikony – św. Jerzego. Bez pośpiechu nanosi kolejne kreski na swoją pracę. To, czego zdołał się już nauczyć, to fakt, że pośpiech jest najmniej wskazany przy pisaniu ikony. Nie należy się śpieszyć, a czasem, szczególnie na wczesnych etapach nauki, lepiej zdjąć jakąś warstwę farby i zacząć od nowa. Tak powstaje ikona, święty obraz, który nie jest tylko malarstwem, ale modlitwą i zaproszeniem do modlitwy.